Pożegnanie ojca Marka Ochlaka w Befasy

Odsłony: 583

Pozegnanie 02Pozegnanie 05Pozegnanie 06W niedzielę 25 lipca 2021 r. w obecności przełożonego Delegatury OMI na Madagaskarze, ojciec Marek Ochlak odprawił mszę pożegnalną w intencji chrześcijan dystryktu Befasy. Na tę uroczystość przybyło wielu chrześcijan, którzy przynieśli podarunki dla ojca Marka. Tylko połowa wiernych zmieściła się w naszym kościele. Po mszy odbył się wspólny posiłek. Warto podkreślić, że ojciec Marek bardzo szybko rozwinął tę misję i oddał całe serce Befasy. Mieszkał tu przez pięć lat.

 

Pozegnanie 04Pozegnanie 08Pozegnanie 10

Przez pierwszy rok – bez domu, bez wody, bez toalet; zaczął od remontu kościoła i jednocześnie remontu domu dla misjonarzy. Po kilku miesiącach rozpoczął również wiercenie studni i budowę dużej wieży ciśnień, która współpracuje z pompą solarną. Następnie wybudował budynki szkoły podstawowej.

 

 

W drugim roku wybudował przychodnię lekarską, której patronuje zmarła kilka lat temu świecka misjonarka dr Wanda Błeńska. W trzecim roku wybudował budynki gimnazjum z kościołami w buszu. Podjął się też poprowadzenia wielu innych ważnych inwestycji. Nie sposób w krótkich słowach opisać jego wszystkich działań. Chrześcijanie są szczęśliwi z rozwoju ich misji, ale są też bardzo smutni, że ojciec Marek ich opuszcza.

 Ojciec Ratovosaona Andry Aurélien - Misjonarz w buszu i odpowiedzialny za szkoły - Befasy

 Bolek

Rozmowę z ojcem Markiem Ochlakiem przeprowadził 7 sierpnia 2021 r. ojciec Henryk Marciniak – godzinę przed odjazdem ojca Marka na lotnisko.

O.Henryk :
Zostało kilka godzin do Twojego odlotu – chciałbym ci zadać kilka pytań. Na początku opowiedz o historii swojej misji na Madagaskarze.

O. Marek :

Na Madagaskar przyleciałem 8 sierpnia 1995 r. Następnie przez rok uczyłem się języka malgaskiego. Bolek 01Po Wielkanocy 1996 r. otrzymałem pierwszą obediencję do misji w Marolambo – najdalej położonej misji na południu diecezji Toamasiana. Na tej misji służyłem przez 6 lat.Bolek 02

Potem przybyłem do Toamasiny - stolicy naszej diecezji. Były różne propozycje ze strony naszej Administracji, ale ostatecznie zostałem kapelanem Ludzi Morza, którymi opiekowałem się przez 5 lat.

Po pięciu latach przełożony poprosił mnie o przejęcie naszej największej parafii, którą obsługują oblaci – pw. Matki Bożej z Lourdes – też w Toamasinie. Proboszczem byłem tam przez trzy lata.

Bolek 03Po trzech latach współbracia wybrali mnie na superiora naszej Delegatury na Madagaskarze. Tę funkcję pełniłem przez dwie kadencje, czyli 6 lat. Bolek 04aNastępnie wyjechałem na rok sabatyczny.

Po powrocie z Polski otrzymałem obediencję do utworzenia nowej misji oblackiej na zachodnim wybrzeżu, na południu od miasta Morondawa. Ale najpierw byłem cztery miesiące w samej Morondawie, ponieważ ojcowie saletyni nie byli jeszcze gotowi do przekazania oblatom wspomnianej misji.

27 listopada 2016 r. objęliśmy misję w Befasy i tam pracowałem w tworzeniu nowej misji oblackiej do 25 lipca 2021 r.

 

O.Henryk :
Można powiedzieć, że w czasie swojej posługi na Madagaskarze pracowałeś prawie we wszystkich dziełach, które obsługują oblaci. Najpierw byłeś misjonarzem w głębokim buszu, później opiekowałeś się Ludźmi Morza, następnie byłeś proboszczem dużej parafii miejskiej, superiorem Delegatury i na koniec nie miałeś problemu z powrotem do głębokiego buszu. 05 PeruculePowiedz nam, które z tych posług pozostaną Ci w sercu, a które przysporzyły Ci wiele problemów, choć im też dałeś radę ?

O.Marek :
Każda misja, posługa w jakiś sposób zapisuje się w pamięci. Na pewno pierwsza misja w Marolambo to moja pierwsza miłość i trudno było z niej odejść. Tak samo, jak później z każdej placówki, w której posługiwałem.
    
Po Marolambo myślałem dalej,  by pracować w buszu, ale przydzielono mi apostolat wśród Ludzi Morza. Była to dość specyficzna służba, ponieważ jest to nie tylko duszpasterstwo, ale też praca socjalna i wiele innych zajęć. Odwiedzałem statki zakotwiczone w porcie, zapraszałem marynarzy do naszego centrum, opiekowałem się rodzinami marynarzy itd.  To apostolstwo zapadło mi też mocno w pamięci.

Następnie byłem proboszczem parafii pw. Matki Bożej z Lourdes – myślałem, że będę tam 10 lat, więc zaangażowałem się w pełni, rozpoczynając od remontów, ale po trzech latach trzeba było odejść. Ta służba w parafii była dla mnie wielkim doświadczeniem pracy z ludźmi, którzy angażują się w życie parafii. Mocno się z nimi zżyłem, choć byłem tam tylko przez trzy lata.

Potem była trudna funkcja – superior Delegatury. Było to dla mnie ogromne wyzwanie, ponieważ była to służba współbraciom i zgromadzeniu. Na pewno nie było łatwo, wiele trudności, problemów, ale też wiele radości, dzięki którym mogliśmy dalej rozwijać naszą Delegaturę. Wspólnie z radnymi i ekonomem Delegatury uczyliśmy się bycia "liderami" – żeby właśnie nauczyć się kierowania wielką grupą ludzi.

Wreszcie Befasy. Myślę, że ta wioska najdłużej pozostanie w mojej pamięci, dlatego, że zawsze marzyłem o czymś pionierskim. Wszystkie poprzednie placówki były kontynuacja działań rozpoczętych przez naszych pionierów, montfortanów i oblatów. Befasy, pomimo, choć przez 50 lat służyli tu saletyni, to jednak można uznać, że to była „praca od zera”. Dlatego ta misja na pewno najgłębiej zapadła w moim sercu. Prawie wszystko przeszło przez moje ręce. Miałem "WOLNOŚĆ" – można było planować i następnie realizować swoje marzenia misjonarskie, ale biorąc pod uwagę dobro dla ludzi, z którymi pracowałem na tej misji.

BefasyMisokotsyBeleo

O.Henryk :
Zdecydowałeś się opuścić Madagaskar, ponieważ polska prowincja poprosiła Cię o pomoc. W jaki sposób przyjąłeś to nowe wezwanie i jak widzisz przyszłą współpracę z naszą Delegaturą ?

O.Marek :
Czas opuszczania Madagaskaru zaczął się już dwa lata temu. Wtedy właśnie była pierwsza przymiarka, aby przyjąć tę nową funkcję – dyrektora Prokury Misyjnej w Polsce. Najpierw byłem zaskoczony – była to dla mnie trudna propozycja, dlatego poprosiłem prowicjała o trochę czasu, ponieważ miałem pewne plany względem Befasy, zobowiązania względem dobrodziejów, darczyńców. Było wiele prac zaplanowanych na misji, wciąż jeszcze nieukończonych. Prowincjał zgodził się, ale też powiedziałem, że gdyby w międzyczasie znaleźli kogoś innego na to miejsce, to ja mogę pozostać na Madagaskarze.

Przed Bożym Narodzeniem 2020 r. poprosiłem prowincjała, żeby mi odpowiedział, czy mają już kogoś innego na to miejsce, bo ja też potrzebuję czasu, by przygotować się na zmianę. Odpowiedź była taka, że decyzją Rady Prowincjalnej i Prokury Misyjnej podtrzymują moją kandydaturę i że do maja 2021 r. mam opuścić Madagaskar. Wtedy już się nie upierałem, poszedłem za ślubem posłuszeństwa. Zresztą, zawsze jak odchodziłem z różnych placówek, to byłem posłuszny, bo to jest głos Boga i ślub posłuszeństwa, który złożyłem na wieki, więc nie była to nigdy dla mnie wielka rezygnacja czy jakiś problem.

Potem wybuchła pandemia i ona trochę przeszkodziła w moim majowym przybyciu do Polski. Ostatecznie otrzymałem bilet do Europy. 25 lipca było pożegnanie z Befasy.

Opuszczam Madagaskar, ale nie opuszczam naszych misji. Dlatego Madagaskar i inne misje, w których pracują polscy oblaci, będą zawsze dla mnie priorytetem. A Madagaskar, tak jak założyciel Prokury Misyjnej – ojciec Walenty Zapłata mawiał, że Kamerun nosił w swoim sercu – tak ja mogę powiedzieć, że Madagaskar będzie zawsze w moim sercu. 26 lat posługi na Madagaskarze na pewno nie można wymazać z życiorysu. Dlatego, na ile zdrowie i siły jeszcze pozwolą, to będziemy jeszcze długo służyli i Madagaskarowi, i innym misjom obsługiwanym przez polskich oblatów.

O.Henryk :
Za dwie godziny odwieziemy Cię na lotnisko, abyś opuścił Madagaskar. Jakie przesłanie chcesz pozostawić dla tych, którzy pozostają i pracują w Delegaturze na Madagaskarze, a która już niedługo stanie się samodzielną Prowincją ?

O.Marek :
To jest trudne pytanie i myślę, że każdy oblat, który jest członkiem naszej Delegatury powinien sobie na nie odpowiedzieć. Na pewno są dążenia Domu Generalnego, aby nasza Delegatura stała się prowincją, ale jest wiele pytań, zwłaszcza o samowystarczalność finansową. Dlatego może trzeba to przeprowadzić na pewnych zasadach, na pewnych porozumieniach czy ustaleniach z naszą prowincją w Polsce – po to, by nie było takiej sytuacji, że ktoś powie: zostaliście prowincją, więc teraz już musicie sami dbać o siebie. Wszystko też zależy od współpracy – jesteśmy teraz na takim rozdrożu. Przed nami wybór nowego superiora Delagatury – czy to będzie jeszcze Polak, czy też będzie to już Malgasz. To jest właśnie taki przełom, przejście, które jest wyzwaniem dla każdego oblata – malgaskiego czy polskiego. Wyzwaniem, aby nie odejść od tej linii rozpoczętej już 40 lat temu, żeby nie było tego, co się stało w innych krajach misyjnych – że my Malgasze nie potrzebujemy już misjonarzy polskich i ich sposobów pracy. Potrzeba jest, aby jedni drugich szanowali – wzajemna solidarność i szacunek to podstawa. I wtedy myślę, że moglibyśmy zostać prowincją, ale jak wspomniałem wcześniej – z pewnymi ustaleniami z polską prowincją, które pomogłyby przetrwać okres takiej krystalizacji, tworzenia się nowej prowincji.

Tana 05Tana 06Tana 04Tana 03Tana 02Tana 01

O.Henryk :
Ostatnie zdanie przed wyjazdem na lotnisko.

O.Marek :Tana 07
Na pewno jestem wdzięczny Panu Bogu, Matce Bożej i św. Eugeniuszowi za te 26 lat posługi na Czerwonej Wyspie. Były chwile trudne, przyjemne, ale te chwile trudne misjonarz szybko zapomina, zostają te chwile radosne, sukcesy, radości, a przede wszystkim wspomnienia sakramentów, których udzielałem, radości z powołań kapłańskich, ślubów, święceń naszych współbraci Malgaszy. Jest dużo tych radości, bardzo dużo.

Mam przesłanie dla każdego z nas, kto zasmakował tego malgaskiego świata albo tez tutaj się urodził. Chcę, byśmy byli oblatami – nie malgaskimi czy polskimi – ale żebyśmy byli oblatami Świętego Eugeniusza de Mazenoda. Obyśmy byli oblatami z tymi wszystkimi priorytetami, które nam pozostawił założyciel – „Miłość, miłość, miłość, a na zewnątrz gorliwość o zbawienie dusz”. To nie jest jakiś slogan, to jest nasza dewiza oblacka, z którą powinniśmy żyć każdego dnia.

I chciałbym serdecznie podziękować Panu Bogu, wszystkim współbraciom, wszystkim, których spotkałem i poznałem na Madagaskarze, za ich troskę i wspólnotowość, bo właśnie doświadczałem dużo takiej braterskości i chciałbym, aby właśnie ta braterskość dalej była pielęgnowana i trwała.

To jest właśnie takie moje przesłanie i na pewno będę pamiętał w modlitwie o naszej Delegaturze na Madagaskarze.