Świadectwo ku pamięci księdza Stefana Szymoniaka,
Zakonnicy - 40 lat życia misyjnego na Madagaskarze.
Ojciec Stefan Szymoniak, kamilianin, urodził się w 1948 r. w Szelejewie. 23 czerwca 1979 r. w Zabrzu przyjął święcenia kapłańskie.
Wraz z ojcem Zbigniewem Musielakiem, po sześciu miesiącach nauki języka francuskiego w Paryżu i po siedmiu miesiącach kursu medycyny tropikalnej w Belgii, 21 grudnia 1980 r. wyruszył na misje na Madagaskar. Przez 40 lat służył Malgaszom w Fiarantsoa.
Ojciec Szymonika uznał Madagaskar za swoja drugą ojczyznę. Chciał na wyspie pozostać do swojego ostatniego oddechu. Kto wie, może w grobie, który wybudował dla swojej wspólnoty zarezerwował już miejsce dla siebie ?
Pełniąc posługę kapelana w szpitalu publicznym w Tambohobe (Fianarantsoa) poznał wielu ludzi. Nie wszyscy zapamiętali jego imię, ale kojarzyli go jako „kulejącego ojca”. Miał ogromne poczucie humoru, lubił drażnić ludzi, przekazując im w ten sposób różne wiadomości. Cieszył się szacunkiem i sympatią.
Dla tych, którzy go nie znali, kontakt z nim mógł być na początku szokiem. Wszak nie trzymał języka za zębami. Potrafił jednak bez problemu przeprosić, gdy kogoś uraził.
Uczył się na błędach. „W życiu nie ma nic za darmo. W przeszłości dużo paliłem i teraz cierpię. Nawet jeśli czasem mam ochotę na papierosa, to nie pozwolę sobie na palenie, bo nadal chcę żyć” – mówił. Znaczenie miały dla niego słowa z Psalmu 118: „Cierpiałem dla własnego dobra; w ten sposób poznałem Twoje przykazania.”
W młodym wieku zachorował na polio, potem przeszedł dwie poważne operacje. Mimo bólu potrafił bohatersko przeżywać swoje dni, a owoce swoich doświadczeń i cierpień przeznaczał na służbę innym. Nie narzekał na swoją trudną sytuację, potrafił przezwyciężać swoje choroby i niepełnosprawność fizyczną. Po zabiegu tracheotomii uparł się, że za wszelką cenę będzie mówił bez konieczności używania urządzenia. Udało mu się. Swoim świadectwem potrafił zbudować chorych i zdrowych.
Ojca Stefana Szymoniaka ludzie nazywali „masiaka be ronono”, co oznacza „być wymagającym i życzliwym”. Licznie podejmowane przezeń dzieła miłosierdzia, zwłaszcza wobec chorych i ubogich, uczyniły z niego jedną z największych postaci misyjnych Madagaskaru. W 2003 r. został przez władze malgaskie odznaczony Kawalerem Orderu Narodowego. Jednak najbiedniejsi już znacznie wcześniej okazywali mu swą wdzięczność – przez proste słowa i codzienne gesty.
Lubił mawiać: „Moja praca polega na tym, żeby inni pracowali”. Ojciec Stefan Szymoniak umiał angażować innych w czynienie dobra. W 1995 r. oblaci z Madagaskaru podjęli decyzje o przeniesieniu seminarium z Antananarywy do Fianarantsoa. W trakcie budowy nowego seminarium, trwającej 4 lata, przyjęli ich ojcowie kamilianie. Czyli tez ojciec Szymoniak.
W 1995 roku Oblaci z Delegatury na Madagaskarze zdecydowali się o przeniesieniu Wyższego Seminarium Duchownego z Antananarivo do Fianarantsoa. To ojcowie Kamilianie przygarnęli ich w swoim domu podczas czteroletniej budowy.
W tym roku ojciec Stefan Szymoniak przyjechał do Polski na posiedzenie kapituły prowincjalnej i żeby poddać się operacjom, na które czekał od dłuższego czasu. Z powodu epidemii zamknięto granice, dlatego jego powrót na Madagaskar okazał się niemożliwy.
W ostatnim czasie przebywał w Tarnowskich Górach. Tutaj też potwierdzono u niego zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2 i trafił do jednoimiennego szpitala zakaźnego w Raciborzu. W czwartek 7 maja w tym szpitalu w Raciborzu zmarł w wyniku choroby Covid-19.
Msza św. pożegnalna odprawiona została 9 maja 2020 r. w kościele pw. Matki Bożej Uzdrowienie Chorych w Tarnowskich Górach.
W liturgii uczestniczyli wyłącznie ojcowie kamilianie, była jednak transmitowana online. W kazaniu ojca Szymoniaka wspominał o. Sławomir Wrona MI. – "Co to znaczy być kamilianinem ? To być tym, który trwa pod krzyżem. Kamilianin stający przy łóżku chorego jest często porównywany do św. Jana, który stał u stóp Pana Jezusa przy krzyżu. I za to powołanie ojca Stefana chcemy dziś podziękować" – powiedział kaznodzieja.
O. Wrona przypomniał, że "życie o. Szymoniaka naznaczone było chorobą i cierpieniem. I jak sam mówił, to właśnie to popchnęło go do tego, żeby zostać kamilianinem. – W ostatnim czasie również bardzo dokuczały mu choroby. Podejście do ołtarza i stanie przy nim w czasie mszy było dla niego cierpieniem" – mówił kaznodzieja. Jak zauwazył, "gdy o. Szymoniak odprawiał Eucharystię, to często towarzyszył mu ból. Zmagał się też z nowotworem krtani, który spowodował, że walczył o każdy oddech, każde słowo. – Tę swoją ofiarę łączył z ofiarą Jezusa Chrystusa" – wspominał kamilianin.
"Oprócz Polski pokochał też Madagaskar. Tak bardzo konkretnie, przez czyny. Widział potrzeby ludzi i chciał im zaradzić. Rozdawał jedzenie, zbudował noclegownię, wykopał studnię dla ludzi, żeby w czasie suszy mogli czerpać tam wodę" – wymieniał. – "I tam chciał umrzeć i być pochowanym. Jak dobry pasterz, który umiera między swoimi owcami" – dodał.
Na zakończenie mszy św. prowincjał kamilianów, o. Mirosław Szwajnoch MI, powiedział: „Miał już wykupiony bilet, chciał wracać. Zatrzymały go zamknięte granice. Wierzę, że zgodnie z jego wolą uda się kiedyś jego prochy przewieźć na Madagaskar”.
Uroczystości pogrzebowe śp. o. Stefana Szymoniaka odbyły się 12 maja 2020 r. w kościele pw. św. Antoniego w Lesznie. Zmarły misjonarz został pochowany w rodzinnym grobowcu na miejscowym cmentarzu.
O. Albert Rainiherinoro, MI
Kamilianin, który pracuje obecnie w Lourdes
O.Henryk Marciniak, OMI
Oblat pracujący w Fianarantsoa, a który był jednym z Oblatów przyjętym w domu przez Kamilianów w 1995