Kilka lat temu opisywałem moje pierwsze doświadczenia z obecności na Madagaskarze. Czas bardzo szybko leci... Minęło już prawie 6 lat.
4 grudnia 2014 r. po raz pierwszy postawiłem nogę na Czerwonej Wyspie. Przez pierwsze 6 miesięcy przebywałem w Antananarywie. Moj pobyt w stolicy Madagaskaru był związany z nauką języka malgaskiego. W tym okresie miałem również okazję odwiedzić kilka placówek, w których posługują oblaci. Jedną z nich była misja na wschodnim wybrzeżu Madagaskaru – w Mahanoro. Spędziłem tam wspaniały czas Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Wtedy po raz pierwszy mogłem spać w typowej malgaskiej chatce i zjeść na podłodze tradycyjne, malgaskie jedzenie. Poznałem kulturę i zwyczaje. Po raz pierwszy doświadczyłem prawdziwego życia w buszu. Bardzo mnie zauroczyło to doświadczenie. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że misja w Mahanoro bedzie moją „pierwszą miłością” (w potocznym jezyku OMI – pierwsza placówka) i że spędzę tam następne 5 lat.
1 czerwca 2015 r. Dobrze pamiętam ten dzień. Po spakowaniu bagaży, wraz z bratem Christianem OMI (ekonomem domu w Antananarywie ) wyruszyliśmy do Mahanoro. Droga i cel były mi już znane. Do pokonania: 360 km. Zajęło nam to 10 godzin. Późnym wieczorem przybyliśmy. Współbracia, z którymi miałem żyć pod jednym dachem, czekali na nas z kolacją.
W Mahanoro spędziłem ponad 5 lat. Gdy tam trafiłem, to już od 4 lat byłem księdzem. Pomimo to, wiele rzeczy było dla mnie nowych, miałem się czego uczyć – zwłaszcza w kontekście pracy duszpasterskiej. Na szczęście byli przy mnie współbracia, którzy pomagali mi w zdobywaniu umiejętności misjonarskich.
Od samego początku byłem odpowiedzialny za sektor w buszu, ktory nazywa sie Mangoro. Ze względu na wciąż niewielka liczbę kapłanów, przejąłem go po trzech latach nieobecności misjonarza. Ludzie z tęsknotą czekali tam na księdza. Bardzo budujące było dla mnie to, jak bardzo byli „głodni Boga”.
W 2015 r. były w tym sektorze 33 kościoły, a na koniec mojej poslugi już 40. Wiele osób mogło przystąpić w tym czasie do sakramentów. Pamiętam, jak w czasie jednego tournee (obchodu w buszu) przyszli do mnie ludzie z innej wioski z prośbą, żebym ich także odwiedzał i modlił się z nimi. Odpowiedziałem, że bardzo chętnie, ale najpierw muszą wybudować kościół. Moim wielkim zaskoczeniem było jak powiedzieli, że już to zrobili.
Na naszej misji w Mahanoro byłem też ojcem duchowym skautów (Fanilo i Antily). Aby być bliżej nich przeszedłem odpowiednią formację i sam zostałem skautem Madagaskaru. Ku zdziwieniu wielu ludzi, złożyłem dożywotnie ślubowanie skauta. Praca na tym polu dawała mi zawsze dużo radości. Wiązało się to z wieloma inicjatywami prowadzonymi przez skautów, wspólnymi obozami, rekolekcjami, modlitwą i zabawą.
Oprócz pracy duszpasterskiej moja „pierwsza miłość” polegała też na innych obowiązkach. Na misji pełniłem funkcje ekonoma domu i ekonoma południa (łącznik pomiędzy innymi 3 misjami na południu diecezji Tamatave, które są obsługiwane przez oblatów). Zadanie niełatwe, ale bardzo potrzebne i odpowiedzialne. Polega ono na zaopatrzeniu misji we wszelkie środki materialne, dbanie o dom i gospodarstwo, organizowanie transportu, naprawa samochodów i motorów, prowadzenie rachunków itd.
Pod koniec czerwca mój pobyt w Mahanoro zakończył się. Przyszedł czas na roztanie. Rozłąka nigdy nie jest łatwa. Szczególnie, gdy jest to moja „pierwsza miłość” – a więc pierwsza placówka misyjna na Madagaskarze. Na pewno wywarła ona duży wpływ na moje życie. „Pierwsza miłość” zawsze zostaje głęboko w pamięci i sercu. Jestem wdzięczny Bogu za ten czas, za tych wszystkich ludzi, których postawił na mojej drodze, za doświadczenie, które zdobyłem.
Życie ma to do siebie, że nie można się zatrzymywać tylko na wspomnieniach. Trzeba iść dalej. Pan Bóg przez przełożonych posyła mnie w inne miejsce. Jeśli taka jest Jego wola, to wierzę, że nową misję pokocham tak samo, jak tę w Mahanoro – czyli moją „pierwszą miłość”.