Madagaskar moich marzeń

Odsłony: 483

Jan 01Ten list to wspomnienie moich przeżyć z trzeciej podróży na Madagaskar. Każda podróż ma swoje wspomnienia, a każdy wiek misjonarza ma swoje przeżycia. Ta opowieść to „Madagaskar moich marzeń”.

Jako młody kapłan i oblat byłem w pierwszej grupie misjonarzy oblatów Maryi Niepokalanej, którzy wyjeżdżali z Polski na Madagaskar. Było to 3 grudnia 1980 roku. Do tej grupy należeli ojcowie oblaci: Franciszek Chrószcz (superior), Roman Krauz, Marian Lis, Jan Sadowski i ja – Jan Wądołowski. Pracowaliśmy na niwie Pańskiej w diecezji Toamasina. Ja po 10 latach posługi misjonarskiej z powodu malarii opuściłem Madagaskar. Jednak po około 23 latach odwiedziłem ponownie naszych misjonarzy na Madagaskarze w ramach mego urlopu. Było to na przełomie 2013 i 2014 roku.

Tana 01Tana 02Tana 03Po 8 latach znowu zatęskniłem za misjami na Madagaskarze. W piątek 3 grudnia 2021 roku ponownie wyruszyłem w podróż, tym razem na półtora miesiąca. Wyleciałem z Vancouver w Kanadzie. W czasie pandemii Covid-19 po załatwieniu wszelkich formalności leciałem Air France z Vancouver do Antananarywy z przesiadką w Paryżu. W stolicy Madagaskaru byłem w niedzielę 5 grudnia, 2021 trochę po północy (trzeba tu zaznaczyć, że różnica czasu między Vancouver a Antananarywą wynosi 11 godzin). Po załatwieniu formalności wizowych i związanych z pandemią, wychodząc z lotniska spotkałem naszych misjonarzy – ojca Mariusza i ojca Grzegorza.  Następnie samochodem razem z innymi pasażerami z samolotu udałem się do hotelu na kwarantannę, oczekując na wynik testu na obecność SARS-CoV-2. Jeszcze tego samego dnia, przed 22:00, otrzymałem wiadomość, że wynik testu jest negatywny i mogłem od razu udać się do naszego domu Delegatury w Antananarywie.

Ojciec Mariusz Kasperski, wtedy superior Delegatury, przywiózł mnie następnego dnia z hotelu do naszego domu oblackiego. Było bowiem za późno na to, by podróżować w nocy. W domu spotkałem się z naszą wspólnotą oblacką. We wtorek 7 grudnia podczas mszy św. wieczornej obchodziliśmy uroczystość Niepokalanego Poczęcia MNP, której przewodniczyłem i podczas której wygłosiłem kazanie.  Po liturgii była specjalna kolacja powitalna ze współbraćmi.  Ten wieczór spędziliśmy we Wspólnocie.

W środę 8 grudnia wyruszyliśmy samochodem z ojcem Mariuszem w podróż „śladami naszych misji” na wschód wyspy nad Oceanem Indyjskim. Udaliśmy się do Mahanoro, Masomeloki, a następnie w kierunku północnym do dużego miasta portowego Toamasina. W tym regionie można odczuć prawdziwy klimat tropikalny, bo w stolicy jest on bardziej umiarkowany. W Mahanoro i Masomeloce spotkałem młode pokolenia misjonarzy oblatów – to już tutejsze rodzime powołania oblackie. Przyjęli mnie bardzo serdecznie, również jako jednego z pionierów misji oblackich na Madagaskarze. Tutejsi oblaci pracują ciężko, biorąc odpowiedzialność za poszczególne wspólnoty i misje.

W Mahanoro spotkałem jeszcze kilka osób, które mnie pamiętają z lat 80. Tak samo było w Masomeloce. Podczas tej podróży spotkałem ludzi bardzo bliskich naszym misjom, to gospodynie, które na co dzień przygotowywały nam posiłki. W Mahanoro (w drodze powrotnej z Masomeloki do Toamasiny) spotkałem panią Pierrette, która wówczas jako młoda dziewczyna gotowała nam smaczne posiłki. Zapowiedziała, że chciałaby się ze mną spotkać. Przyszła popołudniu. Siedząc na ławce przed domem misyjnym, wspominaliśmy dawne czasy. Chciała porozmawiać z misjonarzem z tamtych dawnych lat. Pamiętała wszystkich naszych oblatów. Byłem nawet zaskoczony, że zapamiętała imię każdego z nas. To coś pięknego, że ludzie tak mile wspominają misjonarzy. W Mahanoro spotkałem też pana Alfreda, który pracował kiedyś na misji, a teraz jest na emeryturze. Po mszy św. spotkałem kilka starszych osób, które pamiętały pierwsze lata misji oblackich.

Mahanoro 01Mahanoro 02Mahanoro 03

Mahanoro 04Mahanoro 05Mahanoro 06

Z Mahanoro pojechaliśmy bardziej na południe, do Masomeloki. Tam misja rozwinęła się pięknie. Powstała przy niej Katolicka Szkoła Podstawowa. Zaraz po przyjeździe spotkaliśmy się z uczniami i nauczycielami z tej szkoły. To było w piątek, 10 grudnia. W sobotę 11 grudnia z Masomeloki pojechaliśmy do dużej wioski Ambalavontaka. Zawsze towarzyszyli mi miejscowi misjonarze i ojciec Mariusz. Tutaj odprawiliśmy mszę św., a około południa miejscowi katolicy przygotowali smaczny obiad. Oblatów było łącznie pięciu. Wierni byli bardzo zadowoleni, że przyszło tylu księży. Po południu wróciliśmy do Masomeloki.

W Masomeloce spotkałem panią Monikę, też gospodynię z moich dawnych czasów. Bardzo smacznie gotowała. W niedzielę 12 grudnia przyszła do kościoła na mszę św. W kościele było pełno ludzi, w większości młodzież. Zauważyłem też niektóre znajome mi twarze, teraz już starszych ludzi.  Po mszy św. pani  Monika przyszła przywitać się ze mną. Rozpoznałem od razu  jej twarz. Można powiedzieć, że mimo upływu lat dużo się nie zmieniła. Ucieszyłem się, że mogę spotkać się z ludźmi z dawnych czasów. Opowiedziała o swoim życiu, przedstawiła też swego najmłodszego syna, który ma teraz  15 lat. Przyszli też inni starsi i młodsi, aby przywitać się z gościem. Porozmawialiśmy trochę, wspominając dawne czasy. To podtrzymuje na duchu, że jeszcze można spotkać znajomych.

Masomeloka 01Masomeloka 02Masomeloka 06

Masomeloka 04Masomeloka 05Masomeloka 06

Masomeloka 07Masomeloka 08Masomeloka 09

W poniedziałek, 13 grudnia, wyruszyliśmy z Masomeloki przez Mahanoro do Toamasiny. Przenocowaliśmy w Mahanoro. Do Toamasiny dojechaliśmy 14 grudnia po południu. Zamieszkałem na plebanii w parafii pw. Notre Dame de Lourdes. Miałem przygotowany program na każdy dzień. W Toamasinie byłem 5 dni: wspólne spotkania i msze św. w różnych parafiach. Odwiedziłem: prenowicjat – wspólna msza św., kolacja i spotkanie z prenowicjuszami; kościół pw. św. Eugeniusza – msza św.; kościół pw. św. Jana Chrzciciela – msza św.; Duszpasterstwo „Apostolstwo Morza”, gdzie dzieci oczekiwały na przybycie Świętego Mikołaja (zobaczywszy mnie z siwymi włosami wykrzyknęły z radością: „O, już jest Święty Mikołaj!); kaplicę uniwersytecką – msza św.

Prenow 01Prenow 02Prenow 03

Eugene 01Eugene 02Eugene 03

Analakininina 01Analakininina 02Analakininina 03

ApostolatMer 01ApostolatMer 02ApostolatMer 03

Z o. Stanisławem Olerem OMI odwiedziłem misjonarza z dawnych czasów z Mahanoro – o. Pierrino Limonta, montfortana, i siostry ze zgromadzenia Filles de la Sagesse (między innymi siostry Claire i Margarette, które były bardzo zaskoczone niespodziewaną wizytą i bardzo się z niej ucieszyły).

W niedzielę, 19 grudnia, odprawiłem mszę św. w kościele pw. Notre Dame de Lourdes. Przewodniczyłem liturgii celebrowanej po malgasku. Ludzie wszędzie przyjmowali mnie z radością i szacunkiem, wręczając mi piękne pamiątki. Po mszy św. ktoś się o mnie pytał. Przy plebanii zatrzymano mnie i przedstawiono panią Martę, która kiedyś była gospodynią w naszej misji w Marolambo. Ucieszyłem się, że spotkałem następną osobę, która każdego dnia przygotowywała nam posiłki. Pani Marta w latach 80. miała już swoją rodzinę i mieszkała obok misji. Obecnie mieszka w Toamasinie u córki, z którą przyszła na mszę św. Obecna była też jej wnuczka. Porozmawialiśmy o dawnych czasach. Było widać, że ucieszyła się z tego spotkania. Takie spotkania są wzruszające. Chciałoby się dłużej porozmawiać, ale nie zawsze są ku temu możliwości.

NDL 01NDL 02NDL 03

W poniedziałek po mszy św. wyruszyliśmy z ojcem Mariuszem znów do Antananarywy. A po dniu odpoczynku w stolicy udałem się z ojcem Grzegorzem Janiakiem samochodem do Morondawy, nad Kanałem Mozambickim. Po drodze w Ambositra zabraliśmy naszego seminarzystę, który jechał na praktykę pastoralną do naszej misji w Morondawie. Podróż trwała cały dzień, od świtu do nocy.


Morondava 01Morondawa nieduże miasto, ale rozwijające się. Tutaj klimat jest naprawdę tropikalny. Tereny półpustynne. W Morondawie spędziłem dwa tygodnie. Ludzie są tu dobrzy, ale życie mają trudne. Niedawno wybudowany kościół już jest za mały. Młodzi chętnie się modlą. Misja jest rozbudowana. Wybudowano przy niej Katolicką Szkołę Podstawową. Morondawa to też siedziba biskupa.

Boże Narodzenie spędziłem razem z tutejszymi misjonarzami. Trudno mi było przyzwyczaić się do tamtejszych temperatur. Dni słoneczne, niebo bezchmurne, a temperatura przekraczała 40°C. Odzwyczaiłem się od takich temperatur. Po mszach św. spotykałem się z ludźmi i krótko z nimi rozmawiałem. Pewnego razu w niedzielę po mszy św. jedna starsza pani powiedziała: „To ojciec teraz już będzie tutaj u nas, z nami”. Odpowiedziałem, że „muszę wracać do swoich obowiązków”. Zaskoczona, że nie zostaję, zasmuciła się. Widać było smutek w jej oczach. Mnie też zrobiło się jakoś przykro. Widać, że ludzie starsi chcieliby mieć też u siebie starszych kapłanów. To pytanie daje nam coś myślenia. Wiadomo, młodzi chcą być z młodymi, a starsi czują się osamotnieni.

Podziwiałem pracujących tu misjonarzy. Po świętach Bożego Narodzenia przyjechali także misjonarze z sąsiedniej misji Befasy. Tam jest jeszcze cieplej. Jednak nie pojechałem do Befasy, bo droga nie zawsze jest przejezdna. Spędziliśmy razem dwa dni, wspólnie świętowaliśmy.

W środę, 5 stycznia 2022 roku, wyruszyliśmy z ojcem Grzegorzem w podróż powrotną do Antananarywy. Znowu cały dzień w samochodzie. Miałem jeszcze jechać do Fianarantsoa, do Wyższego Seminarium Duchownego, ale już nie czułem się na siłach. Resztę urlopu spędziłem w stolicy. Tutaj klimat jest chłodniejszy, bardziej umiarkowany. Często padały deszcze i przechodziły burze z błyskawicami i grzmotami. 

Tana 04Tana 06Tana 05

We wtorek 18 stycznia nadszedł czas powrotu do siebie. Wracałem przez Paryż i Toronto do Vancouver w Kanadzie.

Składam podziękowania  wszystkim misjonarzom oblatom z Czerwonej Wyspy oraz ich parafianom za serdeczne przyjęcie – gdziekolwiek byłem. Czułem się jak u siebie, w rodzinie. A to dobry znak.

Niech Bóg wszystkim nam błogosławi, Matka Boża ma nas w opiece, a św. Eugeniusz de Mazenod nam dopomaga.

O. Jan Wądołowski OMI
Misjonarz z Kanady